Ostatni weekend marca, nie tylko uraczył krotoszyńskich pasjonatów rozgrywek Playarena: bezchmurnym niebem, pełnym słońcem i całkiem przyjemną temperaturą, ale także, a nawet przede wszystkim, najważniejszym meczem obecnego sezonu… Emocjonujące starcie aktualnego wicemistrza, zwycięzcy I edycji Pucharu Krotoszyna i jednocześnie wciąż wicelidera tegorocznych rozgrywek (A Seree Tee), z zespołem pretendującym do tytułu, który spotkanie rozpoczynał w komfortowej roli lidera tabeli (Żubry), na pewno zapisze się w annałach rywalizacji w Krotoszynie, jak zresztą cała kolejka m.in. z powodu pewnych historycznych wydarzeń, ale o tym szerzej w dalszej części artykułu.
W pierwszym starciu minionej kolejki mieliśmy okazję podziwiać tzw. derby “Szarych Szeregów”, czyli rywalizację drużyn, które kiedyś stanowiły jedną ekipę i które swój “bastion” i korzenie mają we wspomnianej lokalizacji Krotoszyna. Tradycją też jest, że w tym prestiżowym spotkaniu sędziowie pokazują przynajmniej kilka kartek. Tak też było i tym razem, a burzliwą konfrontację milej wspominać będą zawodnicy Tornado, którzy notują “na wiosnę” trzecie zwycięstwo z rzędu, umacniając się tym samym na 4 pozycji w tabeli. Duży wkład w pozytywny wynik swojej drużyny miał m.in. Marcin Gąsiorek - strzelec 3 bramek.
Po powyższym “klasyku” na “deptak” wyszły kolejne drużyny i to nie byle jakie, ponieważ rozgrywał się tam mecz anonsowanych w czołówce artykułu liderów tabeli, czyli praktycznie jeden z ważniejszych, jak nie najważniejszy mecz sezonu, który finalnie może mieć kluczowe znaczenie, która ekipa podniesie zasłużenie puchar za Mistrzostwo naszej ligi.
Mecz można by zapowiadać na wiele sposobów. Budować różne konstrukcje stylistyczne i szpikować treść epitetami, ale nic nie odda szoku jaki mógł doświadczyć ktoś, kto się spóźnił około 20 minut na mecz…. Nie umniejszając zwycięzcy, ale postronny widz słysząc po dotarciu na Orlik, że w meczu dwóch niezwykle wyrównanych kadrowo drużyn, w meczu, który każdy raczej by wyobrażał sobie jako szachy myśli taktycznej. W meczu tym AST przegrywało w pierwszej połowie, czyli w dość krótki relatywnie okresie czasu: aż 0:7 (!). Ktoś spóźniony wspomniany okres czasu mógłby zrobić “wielkie oczy” i to przegrywało te AST, które w lidze halowej niedawno z tymi samymi Żubrami wygrało 9:1 i AST które jeszcze rok temu, na wiosnę w półfinale Pucharu Krotoszyna dość dotkliwie rozgromiło grające w dość rezerwowym składzie, ale zawsze groźne i mające w swoim “resume” spory pakiet trofeów MTV, które nomen omen… wówczas kilka tygodni wcześniej, w lidze te AST pokonało. :)
Jednak nasza liga jest niezwykle ciekawa i potrafi zaskoczyć w momencie, gdzie już wszyscy myślą, że wszystko widzieli.
Ale wracając do interesującego nas meczu. Niektórzy przy “takim” wyniku by się załamali, próbowali by dograć spotkanie jedynie by “nie dostać więcej”, ale nie AST. Od stanu 0:7 rozpoczęli heroiczną pogoń za korzystnym rezultatem, a sygnał do ataku dał Marcin Nowak, który nie raz udowadniał, że ma wielkie serce do gry.
Pogoń niemal by się udała, gdyż na 5 minut przed końcem meczu wynik brzmiał już 6:8, ale wówczas dobił AST, rozgrywający kapitalne spotkanie Adrian Radojewski, strzelec 4 bramek dla zwycięzców. Wcześniej też bombowym uderzeniem z dystansu, w poprzeczkę popisał się Hubert Sołtysiak, który tak jak i cała ekipa Żubrów, rozegrał wytrawny mecz.
Mogą oni, po tej konfrontacji, śmiało “zapinać pasy”, gdyż pisząc “bez ogródek”, na chwilę obecną wjechali na autostradę prowadzącą do mistrzostwa w naszej I Lidze i tylko ich własne gapiostwo może im odebrać upragniony tytuł. :)
Ahh… Po tych emocjach, jakby mało było sensacji, okazało się, że aktualny mistrz (Pro-Met) i zespół, który w poprzednim sezonie wygrał wszystkie mecze, doznał dość upokarzającej porażki z Pancom, bo w wymiarze aż 5:11. Duża zasługa w pokonaniu koźminian spływa na barki Radosława Kołodzieja, który dzielnie dowodził swoją ekipą, by wykorzystać niedyspozycję rywala, grającego w mocno okrojonym składzie...
Pro-Met – Pancom 5:11
Być może porażki wspomnianej drużyny można upatrywać m.in. w tym, że bohater kolejnego meczu ligowego opisywanej kolejki, czyli Mateusz Mizerny, odszedł w zimie z Pro-Met do Igloo. Jednak problem kadrowy koźminian to już temat na dość dłuższą listę nazwisk…
A “Eskimosi”, m.in. dzięki pozytywnej dla nich transferowej zimie, radzą sobie coraz lepiej, notując na wiosnę następny korzystny rezultat. Igloo - Brodziak 9:4 (5 bramek M. Mizerny)
Ostatni mecz 14 kolejki, to trochę mecz bez historii, w którym niestety dla dzielnego zespołu Devils, formą strzelecką wykazali się przede wszystkim zawodnicy MTV.
Do przerwy Rozdrażewianie strzelili 6 bramek, nie tracąc przy tym żadnej. W drugiej połowie,po bardziej zdecydowanej grze i kilku niewykorzystanych okazjach Devilsom udało się strzelić honorową bramkę (Marcisz), ale ostatecznie mecz zakończył się niekorzystnym dla nich rezultatem. MTV - D. Devils 9:1
Albatrosy w tej kolejce otrzymali walkower od rozwiązanego zespołu K.O.
Na zakończenie wyjaśnimy tę “historyczną” zagadkę z początku publikacji. Otóż od dobrych kilku lat, jeśli w ogóle od czasu uczestnictwa Pro-Met i AST w lidze, zdarzyła się taka sytuacja, że obie ekipy równocześnie w jednej serii spotkań doznały porażki. Kibice na pewno nie będą z tego powodu narzekać, gdyż liga, która staje się coraz bardziej wyrównana nabiera rumieńców i dostarcza nowego rodzaju emocji. ;)
...A na zapleczu ekstraklasy, przewagę nad rywalami powiększa LZS Kobierno-Tomnice, które wygrywa skromnie, bo skromnie, ale zawsze dające 3 punkty kolejne spotkanie. Tym bardziej to korzystny wynik, gdyż główny rywal do awansu, czyli Dream Team CF już aż trzy razy na wiosnę przegrał i traci do LZS już dwucyfrową liczbę punktów...
J.B.